Forum Forum o serialach kryminalnych Strona Główna

NASZA TWÓRCZOŚĆ
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10 ... 13, 14, 15  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o serialach kryminalnych Strona Główna -> KRYMINALNI
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
MAgda
Administrator
Administrator



Dołączył: 23 Sty 2007
Posty: 608
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 19:29, 25 Maj 2007    Temat postu:

wspaniale ;*

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
natalia149
Moderator
Moderator



Dołączył: 31 Mar 2007
Posty: 91
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Pią 19:58, 25 Maj 2007    Temat postu:

dzięki, ale nie ma w tym nic wspaniałego Wink

Był całkowicie spokojny i wystukał pewien znany sobie numer…

- Storosz, słucham?
- Słuchaj dalej… Jak tam praca??
- A dobrze. Miłosz nie pozwala mi chodzić na akcje…

- A jak maluchy??
- Krzyś jest grzeczny… Mam dla Ciebie niespodziankę…
- Jaką??
- Urodzę dwójkę dzieci…
- Bliźniaki??

- No tak, cieszysz się?? Czy nie?
- Cieszę się i to bardzo… A wiesz, kiedy??
- Pod koniec września lub na początku października.
- Zapamiętam… Kocham Cie.
- Ja ciebie też. Wszystkiego naj!

- Pamiętałaś!
- Oczywiście… Chciałabym być przy Tobie…
- Ale to niestety niemożliwe…Muszę już kończyć. Pozdrów wszystkich.
- Pa.

Marek rozsiadł się w fotelu, lecz po chwili zmienił pozycję i zaczął wypełniać zaległe akta…

Wchodzącą do kanciapy Zuzię, to zachowanie kolegi zdziwiło…
- Marek, ty zwariowałeś??
- Na punkcie mojej ukochanej i synka, tak…

- Co?! Ty masz kogoś?
- Mam… A pewnie przyszłaś, bo nie możesz się znowu dodzwonić do Basi,. Prawda?
- A co ty jesteś… Jasnowidz? Tak, mi się włącza sekretarka…
___________________
i jak Question


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MAgda
Administrator
Administrator



Dołączył: 23 Sty 2007
Posty: 608
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 19:12, 27 Maj 2007    Temat postu:

Mr. Green:)


Motor – upragniony pojazd każdego małego chłopca. Marzenie, które kiedyś w przyszłości może się spełnić. Jego się spełniło. Mali chłopcy na początku swojego życia chcą być strażakami, policjantami, lekarzami, jednak on od zawsze chciał być zwykłym człowiekiem. Nie ważne dla niego było stanowisko. Ważne było tylko jedno marzenie – mieć motor. Kilka dni temu właśnie dostał w prezencie na 26- te urodziny motor. Był taki szczęśliwy. Podziękowaniom nie było końca. Dziękował rodzicom, wyobrażał sobie, że kiedyś dostanie taki motor od ukochanej, jednak jej na razie nie miał. Rodzice okazali się niezawodni. Zaczął ich doceniać dopiero teraz.
Wczesnym rankiem postanowił wybrać się na przejażdżkę. Celem był letniskowy domek jego przyjaciela. Mieli razem zrobić grila, napić się piwa, odpocząć. Wyjechał już z stolicy i mknął przez jakaś małą wieś. Nagle jego motor zwolnił. Coś odpadło, następnie motor zatrzymał się.
- Choler*! – warknął do siebie. Zaczął oglądać motor, jednak nic to nie dało. Nie znał się zbytnio na tym. Zastanawiał się czy dzwonić do przyjaciele, ale jego dom był jeszcze spory kawałek, nie chciał go fatygować. Postawił motor na trawie obok drogi i oparł się o niego. – No i co teraz…? – zaczął intensywnie myśleć. Nic mu, jednak to głowy nie przychodziło. Usiadł na trawie i zakrył głowę między kolanami. Była jeszcze nadzieje, że drogą będzie jechał ktoś i mu pomoże. Jednak droga była w małym lasku, ludzie bardzo rzadko tędy jeździli. Myślał i denerwował się coraz bardziej. Sam nie był w stanie naprawić motoru.
Drogą szła malutka kobietka w krótkich spodenkach i dużych okularach w stylu lat 70-tych. Nie wygląda na nowoczesną kobietę, ani zbytnio szczęśliwą. Zobaczyła motor na poboczu i mężczyznę na trawie. Przestraszona podbiegła do niego i kucnęła przy jego nogach.
- Przepraszam, nic panu nie jest…? – mężczyzna podniósł głowę i popatrzył na nią ze smutkiem.
- Nie. Wszystko w porządku. Tylko motor mi się popsuł, a dopiero, co go dostałem Choler*! – uniósł się, jednak widząc wzrok nieznajomej od razu się uspokoił.
- Spokojnie. – dotknęła jego dłoni – Mój tato jest mechanikiem na pewno panu pomoże. – uśmiechnęła się leciutko.
- Naprawdę… ? – energicznie podniósł się. Nie wierzył w swoje szczęście. Uradowany podszedł do maszyny. – A gdzie pani tato ma swój warsztat…?
- Nie daleko za rogiem. Ja może po niego pójdę… - lekko zawstydzona powoli zaczęła iść w kierunku domu.
- Bardzo pani dziękuje! – krzyknął, gdy odeszła kawałek. Ucieszył się bardzo. Miał nadzieje, że jego ukochanej maszynie nic poważnego się nie stało, a ojciec owej panny będzie tak dobry i naprawi go nie zabierając dużo pieniędzy. PO kilku chwilach nieznajoma wróciła z ojciem. Już z daleko było widać, że są rodziną. Byli bardzo do siebie podobni. Mieli takie same oczy, nosy… Starszy pan koło 50-tki kucnął przy maszynie. Coś tam przekręcił, wyrwał i po chwili z lekko skwaszoną miną obrócił się przodem do właściciela owego pojazdu.
- Muszę go zabrać do siebie. – stwierdził. – Ale myślę, że wieczorem będzie gotowy.
- Bardzo panu dziękuje! – uśmiechnął się po czym spojrzał na zegarek. Była godzina 9:30 rano. – Do wieczora jeszcze tyle czasu… - wymamrotał cichutko jednak nieznajoma i tak to usłyszała.
- To może przejdzie się pan ze mną to lasu, żeby zabić czas…? – zapytała nieśmiało. Chwileczkę się zastanowił.
- Chętnie. – ruszyli w kierunku lasu.


Szli w ciszy. Nie znali się, nie wiedzieli, o czym mogliby ewentualnie porozmawiać.
- Pan jest z WArszawy…? – zapytała nieśmiało.
- Aż tak widać…? – zaśmiał się.
- To rzuca się w oczy. Ludzie z wielkich miast inaczej chodzą, mówią, ubierają się… - miał wrażenie, że kobieta, którą poznał przed kilkoma chwilami była nieszczęśliwa. Zamilkła na chwilę widząc na sobie jego wzrok. Kucnęła i zerwała koniczynę. – Jak tam jest?
- Gdzie? –
- W Warszawie! – oparła się o drzewo.
- Normalnie. – nie zdawała sobie zupełnie sprawy z tego, co mówi.
- Dla pana to pewnie normalne… - westchnęła, a w jej oku zakręciła się łza.
- Przepraszam. Wie pani… wiele bym dał żeby mieszkać na wsi… Tu życie zwalnia… Nigdzie nie trzeba się śpieszyć… - rozmarzył – Chciałabym przeprowadzić się na wieś!
- To, dlaczego pan tego nie zrobi…?
- Nie mam na to jakoś czasu! Za wiele rzeczy trzyma mnie w Warszawie! Była pani kiedyś w stolicy…?
- Nie. – skwitowała krótko. – Niestety nie… - wymamrotała pod nosem – To moje wielkie marzenie!
Nigdy by nie pomyślał, że człowiek może marzyć by pojechać do Warszawy. Dla niego to było coś zwykłego, naturalnego, jednak dla niej coś niezwykłego. Zrobiło mu się jej żal.. Zaskoczyły go jej słowa. Nie rozmawiali przez dłuższą chwilę. Szli lasem. Słonko przebijało się przez drzewostan, a ptaszki wesoło śpiewały. Wziął głęboki wdech. Nagle przypomniało mu się, że przecież się nie przedstawił. Nie znał imienia śliczne kobiety, która stała obok niego.
- Zupełnie zapomniałem… - chwycił się za głowę, a ona spojrzała na niego – Marek jestem! – podał jej dłoń.
- Basia. – uśmiechnęła się.
- Bardzo ładne imię…
- Mnie się specjalnie nie podoba! – zasmuciła się.
- Dlaczego… ?
- Bo jest takie… takiego… wiejskie… - odparła szybko i ze łzami w oczach ruszyła w kierunku domu. Nie wierzył w to, co usłyszał.
- Wiejskie… ? – zapytał sam siebie. Było jej źle na wsi, chciała do miasta. On postanowił, że kiedyś ja tam zabierze….


Wrócili do domu Basi. Marek podszedł do warsztatu.
- No i jak…? – stanął przy drzwiach.
- Jakoś idzie… Jeszcze z 2 godzinki i po robocie! – westchnął pochylając się nad jakąś metalową częścią.
- Może pan jest głodny…. – do pomieszczenia weszła mama dziewczyny.
- Yyyy… - nie za bardzo wiedział, co ma odpowiedzieć.
- No pewnie, że jest! – Basia wesoło chwyciła go za rękę – Jesteś głodny prawda…? – spojrzała na niego z nadzieją. Jego wzrok powędrował na ich splecione dłonie. Dziewczyna speszyła się i momentalnie zabrała swoją dłoń. Już miała odchodzić, gdy usłyszała jego głos.
- Prawda. Jestem.
- No to wspaniale! – ucieszyła się pani Jadzia, mama Basi. – Lubi pan krupnik…?
- Bardzo. – wyszli z warsztatu.
- No to zapraszam! – weszli do domu i usiedli przy stole w kuchni.
- Wyśmienita zupa! – zajadał się.
- Cieszę się, że panu smakuje… - zapadała chwilowa cisza. Pani Jadzia wzięła wszystkim talerze i zaczęła nakładać drugie danie. – A może pan ma ochotę na kompot…? – Marek przytaknął. – Basiu dlaczego nie nalejesz panu…? – zwróciła się do córki, gdy ta była jakby nieobecna.
- A tak tak… już… - chwyciła dzban z kompotem. Był bardzo ciężki i… po kilku sekundach połowa jego zawartości znalazła się na koszuli i spodniach Marka. – O rany… - przyłożyła rękę do ust. – Przepraszam… o jejku…
- CÓRCIU! – krzyknęła pani Jadzia rozgniewana. Tak bardzo zależało jej żeby zrobić dobre wrażenie na gościu ale niestety nie udało się.
- Nic się nie stało! – mówił wbrew sobie. „To moja ulubiona koszula do cholery!” – myślał. Wziął serwetkę i zaczął wycierać koszulę, a później spodnie jednak to nic nie pomagało.
- Zbyszku to może TY pożyczysz panu jakieś swoje ubrania… ?
- Ale obawiam się, że dla pana mogą być za duż… - żona przerwała mu szybko.
- To nic! Ja zaraz przepiorę te rzeczy, powieszę w ogrodzie i powinny szybko wyschnąć.
Tata Basi poszedł do swojego pokoju po ubrania dla Marka. Basia stała oniemiała i nie wiedziała, co powinna zrobić w tym momencie. Podeszła do Marka.
- Bardzo Cię przepraszam! To było niechcący… - zaczęła się nerwowo tłumaczyć.
- Spokojnie… Wszystko w porządku!
- Niech pan ściąga te rzeczy mąż zaraz przyniesie swoje, suche i czyste…
„Niech pan ściąga…” – Basia zaśmiała się cichutko pod nosem. Marek nie wiedział, co ma zrobić – ściągać czy nie ściągać… Czuł się speszony….


Basia stała i spokojnie patrzyła na niego. Postanowił posłuchać mamy Basi. Grzecznie ściągnął koszulkę. Oczom Basiu ukazała się jego umięśniona klata i kaloryferek na brzuchu. Spuściła głowę i uśmiechnęła się pod nosem. „Musi dużo trenować…” – pomyślała. Do kuchni weszła pani Jadzia.
- Panie Marku tutaj ma pan ubrania mojego męża… Koszula i krótkie spodenki… - podała mu. – Obok w pokoju może się pan swobodnie przebrać. – wyszedł. Już po krótkiej chwili był z powrotem. Storosz, gdy tylko go zobaczyła wybuchła gromki śmiechem.
- No, co…? – sam również się śmiał. Wyglądał dość dziwnie. Ogromna, szeroka koszula zwisała z niego. A spodnie były strasznie szerokie. Wyglądał jakby miał na sobie szeroką spódnicę.
- Ładnie wyglądasz! – powiedziała nadal się śmiejąc.
- Nie nabijaj się ze mnie! – odrzekł całkiem poważnie. – Co ja na to poradzę, że taki chudy jestem…
- Niech pan się nią nie przejmuje… Jak powiedziała, że ładnie pan wygląda to znaczy, że naprawdę tak uważa… - pani Jadzia.
- Umiesz jeździć konno…? – wypaliła Basia, gdy już przestała się śmiać.
- No pewnie! – odrzekł z dumą.
- To chodź… - chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę stajni. – To jest Bernard.- stanęli przed brązowym koniem – Mój ukochany koń… Mam nadzieje, że umiesz jeździć bez siodła…
- Mam nadzieje! – wyszeptał sam do siebie.
- No to bierz Lucynę i jedziemy!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
natalia149
Moderator
Moderator



Dołączył: 31 Mar 2007
Posty: 91
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Nie 20:30, 27 Maj 2007    Temat postu:

Magda świetne Exclamation
Nie to co moje... Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MAgda
Administrator
Administrator



Dołączył: 23 Sty 2007
Posty: 608
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 21:05, 27 Maj 2007    Temat postu:

Natalia nie mów tak!
Twoje jest boskie!
Pisz cedeczka :*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
natalia149
Moderator
Moderator



Dołączył: 31 Mar 2007
Posty: 91
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Nie 21:38, 27 Maj 2007    Temat postu:

dobrze, że tego nie wsadziłam na inne forum Wink

Z dedykacją, dla Magdy Smile

- Ona zmieniła numer… Nie chciała, żeby dzwonili do niej…

Rozbrzmiała komórka Brodeckiego… „Kozak dzwoni”

- Co jest??
- Baśka jest w szpitalu…
- To coś poważnego? Przecież dzwoniłem do niej i nic nie było…

- To Ci nie powiedziała… Dzwoniła do ciebie właśnie ze szpitala.
- Co?!
- Ciąża jest zagrożona… Mam pytanie.
- Pytaj…
- Czy chciałbyś, aby była w szpitalu w Warszawie, czy tu, w Sopocie?

- No jasne, że w Warszawie. Ale jak jej coś się stanie… Nie wybaczę sobie tego do końca życia.
- Dobrze Cię rozumiem… Ale ja i mój kolega przywiózłby ją pojutrze karetką, może nawet jutro…
- Ale jak ja mam…
- Gadałem z Grodzkim, znaczy twoim inspektorem… Masz od jutra przymusowy urlop.
- Miłosz, nie wiem jak ci dziękować…

- Żeby Baśka mnie nie zabiła, że powiedziałem…
- Pozdrów ją i twoją Anitę… Krzysia też, jak go zobaczysz.

Po zakończeniu rozmowy…
- Kim ona jest? Chyba nie policjantką?

Marek nie odpowiedział, lecz zauważył stojącą niedaleko Agatę, ze spuszczoną głową…
Podszedł do niej i zapytał się…

- Co jest?
- Masz jakieś wiadomości od Basi?
- Mam. U niej wszystko w porządku, choć jest w środku smutna… Pozdrawia Cię i powiedziała, że niedługo przyjedzie…

Zuzka usłyszała ostatnie zdanie Marka…
- Baśka będzie w Warszawie? To super!
- Zuziu, nie mówiłem do ciebie.
- Ale…
- Jak Baśka przyjedzie na dłużej, to Cię o tym poinformuję…

- Co ty taki doinformowany?
- Po pierwsze, tylko ja mam nowy numer Basieńki, po drugie, miałem przekazywać Agacie informacje od Basi i na odwrót… Agata, mam jeszcze jedną wiadomość od niej. Powiem ci na dworze.
Wyszli z komendy, mijając Adama i Szczepana…

- Co to za wiadomość?
- Zaraz się dowiesz…

Wybrał pewien numer… Odczekał chwilę…
- Cześć Maruś, gniewasz się na nas?
- Nie… Chcesz pogadać z Agatą?
- Nie, nie chcę… Ty jej o tym powiedz…
- O tym pierwszym też?
- O wszystkim, o czym chcesz… Muszę kończyć, lekarz idzie.
- Pozdrawiam. Pa

- Więc co chciałeś mi powiedzieć??
- Twoja siostra jest w ciąży…

- Jak to? Z kim? Szkoda, że nie z Tobą…
_______________
i jak Question


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mikitalka
Moderator
Moderator



Dołączył: 01 Lut 2007
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: z okolic Łodzi

PostWysłany: Pon 19:34, 28 Maj 2007    Temat postu:

Nati świetnie
Cedeka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
natalia149
Moderator
Moderator



Dołączył: 31 Mar 2007
Posty: 91
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Pon 19:38, 28 Maj 2007    Temat postu:

A proszę bardzo Wink

- Jak to? Z kim? Szkoda, że nie z Tobą…
- Właśnie ze mną… Jesteśmy razem już pół roku.
- Naprawdę??
- Tak, tylko nikomu nie mów… Nikt, oprócz ciebie nie wie tego…
- Masz to jak w banku…

- A i jeszcze jedno. Ciąża jest zagrożona, więc ją tu przywiozą i chciałbym, abyśmy razem się nią opiekowali.
- Jasne…A mogę posiedzieć na komendzie?
- Możesz, nawet bym Cie nie puścił teraz… I możesz spać u mnie w domu…
- To ty masz dom?
- Kupiłem go dla naszej szóstki…
- Co? Szóstki??
- Ja, Basia, ty, Krzyś i maleństwa.

Przytulił ją i tak weszli ponownie do budynku… Kiedy doszli do kanciapy, zobaczyli… Zdziwione miny Zuźki i Adama.
- Agata, kawa??
- Nie, może wodę…

- Wszystko będzie dobrze… Jakby coś się działo, to kumpel do mnie zadzwoni, a może i ona sama.
- Dzięki, jesteś dobrym przyjacielem… Dobrze, że Baśka Cię ma.
- Usiądź na moim krześle…

Telefon zaczął mu wibrować…
SMS…
„Baśka jedzie do Warszawy. Ja z nią i Krzyś.”

- Kozak, ty chyba oszalałeś? Miałeś jutro…
- Jutro, to Basieńka wyjdzie z Tobą ze szpitala.
-Dobra. Wyślij smsa, kiedy będziecie.
- Pa.

Adam chciał coś powiedzieć, ale inspektor mu nie pozwolił…
- Marek, masz przymusowy urlop. Możesz już iść, jeśli chcesz…
- Dziękuję inspektorze…

- Ktoś ma informacje od naszej byłej pracownicy??

Agata zaczęła mówić…

- U niej wszystko w porządku…
- Skąd wiesz?
- Dzwoniła do Marka…
- Aha…- i wyszedł z kanciapy

Adam podszedł do niego…
- Dlaczego do nas nie zadzwoniła?
- Nie chciała się pogrążać… Ale pytała się o was. I pozdrawia.

- Brodecki, zabiję Cie… Od kiedy z nią smsujesz??
- Pół roku już będzie… Agata, idziesz?

- Ale… Kiedy…
- Niedługo jak mówiłem…

- Adam, wiesz że Brodecki ma kogoś??
- Żartował.

- Nie żartowałem…
- Łamiesz komuś serce..

- Brodec!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sfora
Moderator
Moderator



Dołączył: 26 Mar 2007
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: BIG DZIURA!!

PostWysłany: Wto 20:48, 29 Maj 2007    Temat postu:

Noooo i pięknie piszcie tak dalej

a ja wrzucam cosik mojego:
1/?(jeszcze nie wiem)
Siedział na kanapie w salonie wielkiej willi znajomego. Znalazł się w arcy parszywej sytuacji.
Po głowie kołatały mu się na przemian jedna myśl „...Kur... przecież ja już nie żyje...” oraz wspomnienia z kilku ostatnich dni, tygodni oraz miesięcy; bynajmniej nie chodziło tu o to, że jest duchem czy jakąś tam zjawą, nic z tych rzeczy, jak najbardziej był on istotą żywą funkcjonującą w miarę normalnie. Chodziło mu bardziej o to, że dla swoich przyjaciół i znajomych z pracy, a nawet dla rodziców był martwy, nawet już go pogrzebali... A wszystko przez jego głupotę, no i ABW, ale przede wszystkim przez jego GŁUPOTĘ...

2/?
Dwa tygodnie temu dostał nową tożsamość, albo jak stwierdził jego nowy „przełożony” nowe życie. Teoretycznie powinien być szczęśliwy, jednak nie mógł pogodzić się z tym, że nie będzie mógł spotkać się z rodzicami i przyjaciół, a w szczególności z kobietą tak dla niego ważną. Była pewna grupka osób które wiedziały, że żyje i co się z nim dzieje, w tym dwójka jego rodzeństwa(ma ich tylko dwoje), swoją drogą martwił się trochę o nich bo musieli ukrywać to przed rodzicami. Siedział tak na kanapie i patrzył się tępo w swoje nowe papiery, wziął do ręki dowód, na którym widniało: Marcin Malicki.
-Też tak kiedyś miałem-usłyszał głos swojego starego przyjaciela.
-To okropne przecież to moi rodzice i przyjaciele, a ja nawet nie mogę ich zobaczyć-powiedział zrezygnowany.
-Wiesz Marek, właściwie ty możesz ich zobaczyć ale oni ciebie nie.
-I właśnie o to mi chodzi, nie mógłbym z nimi pogadać... Boże dlaczego ja jestem taki głupi!!
-Nie jesteś głupi...
-Jak to nie, jak to nie, Duchu! Gdybym w liceum nie wplątał się w te szemrane towarzystwo to te gnojki z ABW nie miały by na mnie haka, a tak to sam wiesz, albo współpraca z nimi, albo pudło.
-No fakt coś w tym jest.
-Eh, moje życie jest do bani... idę się przespać.
-Dobry pomysł, w końcu jutro zaczynamy akcje.
I Brodecki vel Malicki wspiął się po schodach do „swojego” pokoju.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MAgda
Administrator
Administrator



Dołączył: 23 Sty 2007
Posty: 608
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: Kraków

PostWysłany: Śro 20:00, 30 Maj 2007    Temat postu:

Cudownie!
Cedeczki!
Bosko!!
dalej!


________________________________________________


Pędzili z wiatrem i krzyczeli głośno. Uśmiechnięci i zadowoleni podziwiali przyrodę. Łąka, słońce, chmury, wiatr, konie i oni…
- AAAAAAAAAAAAAAAA…! – głośno wrzeszczała.
- Tu jest wspaniale! Przeprowadzam się na wieś! – zdecydował. Galopowali dalej… - Tutaj jest jak w niebie! – rozmarzył się, gdy znaleźli się przy dużymi jeziorze.
- Często tu przychodzę, gdy mam doła… - odparła schodząc z konia.
- Mama nadzieje, że teraz nie masz… - popatrzył na nią z troską.
- Nie! – podeszła do wody i kucnęła przy brzegu.
- Ciepła…? – kucnął przy niej.
- Troszkę…
- Wykąpałbym się…- zamoczył rękę w wodzie.
- Śmiało! Tu raczej się nie utopisz…
- No dobra… - westchnął i zabrał się za ściąganie za dużej koszuli i rozciągniętych spodni…


Gdy został w samych bokserkach stał i patrzył na Basie.
- Na co czekasz…? – usiadła na kamieniu.
- Na Ciebie. – odparł.
- Słucham…? O nie! Nie ma nawet mowy!
- Sama przecież mówiłaś, że tu się nie da utopić…
- No i co z tego…! Nie! – wstała i zaczęła się cofać.
- No proszę Cię…
- Marek nie!
- Ale dlaczego…? – nie rozumiał jej zachowania.
- Bo nie kopię się z nieznajomymi w jednym jeziorze! – wymyśliła się szybko.
- Ale ja wcale nie jestem nieznajomym! – uśmiechnął się. – No chodź… - chwycił ją za rękę i pociągnął w kierunku jeziora.
- LODOWATA!! – dało się słyszeć po chwili kobiecy głos.
- A mówiłaś, że ciepła! – zaśmiał się
Moczyli się, pływali, podtapiali wzajemnie… Bawili się świetnie. Jednak wszystko, co dobrte kończy się szybko. Dobiegł wieczór.
- Powinniśmy już wracać! – stwierdziła.
- Faktycznie jest już późno. – Marek się ubrał i wsiadł na konia, a Basia wracała w mokrych ciuszkach do domu.
- Panie Marku motor już gotowy! – podszedł do nich ojciec Basi.
- To wspaniale! Ile jestem winny…?
- Nic.
- Ale…- przerwano mu
- Nic…
- Córeczko Ty jesteś cała mokra… - Do Basi szybko podbiegła jej mama – Kąpaliście się w jeziorze…?
- Oj mamo… - westchnęła
- To ja będę się już żegnał…
- Ale pana ubranie jeszcze nie wyschło…
- To nic. Pojadę w tym jeśli można oczywiście, a tam to odbiorę przy okazji…
- Dobrze!
- Dziękuje bardzo za naprawdę motoru, wspaniały obiad i wyśmienite towarzystwo! – Brodecki pożegnał się ze wszystkimi. – Dzięki Basiu za kąpiel…
- Nie ma, za co… - uśmiechnęła się. Nagle Marek pocałował ją! W policzek rzecz jasna! Było to dla niej wielkie zaskoczenie. Zarumieniła się, a on wsiadł na motor. Gdy ubierał kask podbiegła do niego.
- Uważaj na siebie!







Dom Adama. 4 godziny później.
Brodecki stanął w drzwiach domu przyjaciele.
- OMG! – wrzasnął, gdy tylko go zobaczył. – Brodecki ja nie wiedziałem, że u Ciebie tak krucho z kasą… Mogłeś powiedzieć przecież bym Ci pomógł… - roześmiał się
- Ha ha ha! - z ironią w głosie i nietęgą miną wszedł do środka – Bardzo śmieszne…
- Co się stało…? – dopytywał się
- Dawaj piwo! Zaraz Ci wszystko opowiem…
Opowiadał i opowiadał. Siedzieli tak do późnej nocy i rozmawiali. To była wielka przygoda dla Marka. Już nie mógł doczekać się kolejnego spotkania z Basią.
- OJ stary… Ładna chociaż…?
- Czy ja wiem… Miła, spontaniczna, skromna…
- Widzę, że zdążyłeś ją dobrze poznać…
- Wiesz tak sobie myślę, że powinienem jakoś się jej odwdzięczyć…
- Pomysł dobry! – Zawada łyknął piwa – Jakiś pomysł…? Romantyczna kolacja na polu kukurydzy…?
- Przestań co!? – szturchnął go – Mam lepszy pomysł…

Minęły dwa dni. Basia ubrana w zwiewną sukienkę i niebieskie adidasy stała przy studni i nabierała wody. Nagle usłyszała jakiś szmer. PO chwili ku jej oczom ukazał się motorzysta. Ściągnął kask i… okazało się, że to Marek.
- Cześć! – podszedł do niej i od razu bez chwili zawahania pocałował w policzek.
- Yyy… Cześć? – nie potrafiła ukryć zdziwienia – Co TY tutaj robisz…?
- Przyjechałem! – odparł z uśmiechem – Pomóc Ci…? – pokiwała twierdząco głową.
- A po co przyjechałeś…? – zaciekawiła się – Znowu Ci się motor popsuł…?
- Nie. Przyjechałem po Ciebie. – wyciągnął wiadro pełne wody ze studni.
- Jak to po mnie… ? Nie rozumiem.
- Normalnie. Porywam Cię! – spojrzała na niego z niedowierzaniem. – Gdzie postawić to wiadro…?
- Yyy… Przy wejściowych drzwiach… - zaniósł wiadro na wskazane miejsce. – Gdzie masz mnie zamiar porwać… ? – ciągnęła dalej rozmowę.
- Do Warszawy! Zrobimy sobie taką małą wycieczkę!
- Yyy… To chyba nie jest dobry pomysł!
- Ale dlaczego…? Przecież mówiłaś, że marzysz o tym żeby tam pojechać…
- Nie Marek lepiej nie! Wracaj do domu. Nie potrzebnie tu jechałeś… - szła w kierunku domu.
- Nie pojadę do Warszawy bez Ciebie słyszysz…? – krzyknął. Z domu wyszła pani Jadzia.
- O pan Marek dzień dobry!
- Dzień dobry! – odparł i podszedł do niej. Ucałował ją w rękę.
- Co pan tu robi…?
- Chciałem zabrać Basie na wycieczkę do Warszawy, ale ona nie chce!
- Kochanie pan Marek przyjechał po Ciebie, chce Cię zabrać, a TY jeszcze marudzisz… Przecież to Twoje wielkie marzenie!


- Mamo daj spokój! – oburzyła się.
- Basiu nie zachowuj się jak małe dziecko! Zawsze chciałaś jechać, a teraz, gdy jest okazja Ty co… Nagle nie chcesz…? Nie wierze! – pani Jadzia. – Panie Marku niech jej pan nie prosi tylko bierze siłą…
- Mamo! – krzyknęła – Nie słuchaj jej! – popatrzyła na niego zarumieniona.
- Chodź… - mam Basi pociągnęła córkę za rękę – Basia zaraz się przebierze i możecie jechać! – skierowała te słowa do Brodeckiego. Marek grzecznie stanął przy motorze i czekał…
W tym czasie w pokoju młodej Storosz działa się wojna…
- NIE UBIORĘ TEJ BLUZKI! WYGLĄDAM W NIEJ GRUBO, A PO ZA TYM NIE PASUJE MI DO TYCH SPODNI! – wrzeszczała.
- Uspokój się! – Pani Jadzia była znana ze swojej cierpliwości do dzieci. Chociaż czasem ta cierpliwość się kończyła i wtedy nie było już tak wesoło. – Bierz tą sukienkę…
- NIE! OD RAZU KAŻDY BĘDZIE WIEDZIAŁ, ŻE JESTEM ZE WSI… A MAREK BĘDZIE MUSIAŁ SIĘ MNIE WSTYDZIĆ! – prawie się popłakała
- Czyli jednak zależy Ci na jego opinii….
- Nie łap mnie za słówka! – wrzasnęła – Nie jadę. – usiadła na parapecie – Nie ma mowy! Jak ja wyglądam…
- Dobrze wyglądasz! Weźmiesz jeszcze ten brązowy sweterek od cioci Halinki i będziesz gotowa!
- Ale mamo… - westchnęła
- Jeszcze Cię umaluje i już…
Leciutko umalowana, ubrana w zwiewną brązową sukienkę i sweterek oraz adidasy stanęła przed Brodeckim ze smutkiem w oczach.
- Ślicznie wyglądasz! – stwierdził.
- Taa.. Nie musisz mnie pociszać!
- Ale ja Cię nie pocieszam! Trzymaj… - podał jej kask – I wsiadaj!
- Ale ja… - zawahała się.
- Co nie ubierzesz, bo Ci fryzurę popsuje…? – znał dobrze tą śpiewkę. Wkurzała go na maxa.
- Nie o to chodzi. Ja boje się jeździć… tym czymś! – wskazała na motor. Zaśmiał się.
- Spokojnie! Ze mną nic Ci nie grozi będę jechał bardzo powoli… - uśmiechnął się
- Obiecujesz..? – zapytała z obawą
- Słowo harcerza!
- Byłeś harcerzem… ? – zaśmiała się.
- Nie!

Trzymała się kurczowo jego kurtki. Nie jechał wolno, jednak dla niej to była olbrzymia prędkość. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Ludzie w samochodach patrzyli na nich i uśmiechali się. Basia czuła się wyróżniona. Wiele dziewczyn marzyłoby przejechać się motorem z Markiem. Jednak on zabierał na przejażdżki tylko te wyjątkowe…
Dojechali do stolicy. Zatrzymali się i ściągnęli kaski z głów. Stali przed ogromnym wieżowcem z przeszklonymi szybami. Basia podniosła głowę do góry.
- Ale wielki… - wyszeptała do siebie cichutko.
- Tutaj są tylko takie! – zaśmiał się – To jeszcze nic w porównaniu z tym, co chce Ci pokazać!
- A co chcesz mi pokazać…?
- Chodź… - chwycił ją za rękę i weszli do owego budynku. Jechali dość długo windą. – Mam nadzieje, że nie masz lęku wysokości…
- Raczej nie! Wchodziłam wiele razy na drzewa jak byłam mała i nic mi nie było… - pochwaliła się dumnie.
- Ja niestety nie miałem takiej frajdy w dzieciństwie! Byłem skazany na mieszkanie w tym mieście…
- Jeszcze możesz to nadrobić! – winda zatrzymała się. Wysiedli z niej i udali się jeszcze schodami do góry. Weszli na dach budynku. – Marek… - wypowiedziała dość cicho jego imię – Wiesz ja z tym lękiem wysokości to nie jestem tak do końca pewna… - zatrzymała się
- Daj rękę i nie bój się! – chwycił ją za rękę i podeszli do końca dachu. Basia stała oniemiała. Nigdy nie widziała takiego widoku. Było widać całą Warszawę. Ludzie z góry wydawali się tacy malutcy, a ulice takie wąskie. Wiatr rozwiał jej włosy. Marek patrzył na nią z uśmiechem. Widziała parki, inne wysokie budowle, kościoły oraz wiele innych miejsc. – Widzisz tam to miejsce…? – pokazał palcem gdzieś w dal.
- Nie! – patrzyła w zupełnie inną stronę
- Tam! – objął ją ramieniem i przekręcił jej głowę.
- Co tam jest…? – zaciekawiła się
- To magiczne miejsce! Fontanna! Jeśli zamoczysz palec w niej to spotka Cię wielka miłość…
- Wierzysz w to…? – popatrzyła na niego.
- Sam nie wiem. Jeszcze nigdy nie zamoczyłem tam palca…
- No to chyba pora to zrobić! – pociągnęła go za rękę


Uroczysty i smaczny obiad, zamoczenie palca w magicznej fontannie, spacer po parku, poznanie przyjaciół Marka… Tak minął im właśnie cały dzień. Czuli się w swoim towarzystwie świetnie. Mogli porozmawiać o wszystkim! Nie krępowali się. Basia czasami zawstydzała się, gdy Marek prawił jej komplementy.
Jednak wszystko, co dobre szybko się kończy… Stali na placu trzech krzyży i oglądali Warszawę w mroku…
- Powinniśmy już wracać… To znaczy ja powinnam… - poprawiła się.
- Szkoda, że nie możesz zostać! – westchnął – Dobrze mi z Tobą…
- Nie mogę! – zawstydziła się – Odwieziesz mnie…?
- Oczywiście! Zapraszam do mojej limuzyny! – założyli kaski i ruszyli w droge powrotną. Basia wiedziała, że nigdy ale to prze nigdy nie zapomni tego dnia. Był wyjątkowy, spędzony z wyjątkową osobą. Marek zaczął się jej podobać. Jednak nie miała śmiałości powiedzieć mu tego. Wiedziała, że jako kobieta ze wsi pewnie nie ma u niego żadnych szans. Dojechali na miejsce.
- Dziękuje za tą wycieczkę i za wszystko! – stanęła przy nim. – Było wspaniale!
- Mogę Cię jeszcze kiedyś porwać…?
- Jeśli tylko będziesz chciał…
- Będę! – wstał z motoru – Na pewno będę! – zbliżył się do niej…
Ona szybko odsunęła się, ciężko przełykając ślinę.
- To ja będę już szła… - zaczęła się cofać. Odkrzyknął uśmiechając się.
- Boisz się mnie…?
- Nie. Dlaczego…? Tylko… - nie wiedziała, co wymyślić – Muszę iść! Cześć! – obróciła się i ruszyła w stronę domu.
- Basia! – podbiegł do niej – Dziękuje za cudowny dzień! – chciał pocałować ja w policzek, jednak Basia lekko stremowana obróciła głowę no i trafił w nic innego tylko w usta. Leciutko je musnął, po czym chwycił ją za ramiona.
- Cześć! – szybko otworzyła drzwi domu i znikła za nimi.
- Cześć! – powiedział sam do siebie. Usiadł na motor i odjechał…


- Stary ja naprawdę nie wiem, co się z Tobą dzieje! – wrzeszczał na niego Zawada.
- Nic, a, co ma się dziać…?! – odpowiedział lekceważąco.
- Ja rozumiem, że po głowie chodzi Ci ta panienka od jazdy konnej i tak dalej ale to nie powód żeby zawalać pracę!
- Nic się przecież takiego nie stało! – odkrzyknął – Gdybyś Ty ją widział… Ona jest taka słodka i bezbronna… - rozmarzył się
- Eh… Brodecki Brodecki… Wiesz, że taki związek to duże ryzyko…?
- Przepraszam Cię bardzo, jaki związek…? – zdenerwował się.
- No wiesz…- Adam nie wiedział jak to określić.
- Nie nie wiem! Może mnie oświecisz…?!
- OJ no… Ona jest ze wsi no i… - miotał się.
- I co z tego…? Czy to jakiś problem…? Nie rozumiem! – zaczął krzyczeć – Ona mi się podoba! – wrzasnął na koniec i wyszedł z komendy. –
- Brodecki do cholery akta miałeś uzupełniać! – krzyknął jeszcze za nim lecz jego już nie było. Wsiadł na motor i ruszył wiadomo gdzie… na wieś. Mknął szybko uliczkami, a potem drogami leśnymi. Dojechał pod dom państwa Storosz. Pani Jadzia słysząc warkot silnika wyszłą z domu.
- O dzień dobry panie Marku! – podeszła do niego
- Witam! – uśmiechnął się
- Basi nie ma. – uprzedziła jego pytanie odpowiedzią. - Pojechała do sąsiedniej wsi po mąkę. Chcę zrobić pierogi!
- Na pewno będę pyszne! A dawno pojechała…?
- Dawno …! O… już jest! – Marek odwrócił głowę i zauważył mężczyznę na rowerze. Młodego, ubranego w granatowy podkoszulek. Uśmiechał się szeroko. Dopiero później zauważył, że na bagażniku roweru siedzi Basia. Śmiała się głośno. Zaczął przyglądać się owemu mężczyźnie. „Kto to do cholery jest…?” – pytał się w myślach.
- Mamuś już jestem! – krzyknęła radośnie – I mam mąkę… - zamachała żółtym opakowaniem. Rower zatrzymał się. – Leszek był taki dobry, że mnie… - przestała mówić, gdy zauważyła Brodeckiego. – Yyy.. cześć! – rzuciła wesoło.
- To ja będę już leciał! Pa Basiu! – pocałował ją spontanicznie w policzek i odjechał. – Do jutra! – krzyknął jeszcze.
- To ja pójdę lepić te pierogi… - Mama Basi wzięła od córki mąkę i wycofała się.
- Kto to był…? – zapytał od razu.
- Kolega! Fajnie, że przyjechałeś! – Basia
- A nie przeszkodziłem Ci przypadkiem…? – zapytał lekko zdenerwowany.
- Nie. Dlaczego…? Leszek jest bardzo miły no i powiedział, że mnie podwiezie. Wiesz opowiada kapitalne dowcipy… Słyszałeś ten o kurcze i żółwiu…?! – zaśmiała się
- Nie. I wiesz, jakoś nie mam ochoty go poznawać! Widzę, że nie potrzebnie przyjechałem!
- Marek no coś Ty… - podeszła do niego. – Nie gniewaj się! Już nie będę o nim nic mówić… Opowiadaj, co tam u Ciebie – Basia miała nieodparty urok osobisty. Marek od razu się uspokoił.
- Nudno mi w Warszawie bez Ciebie! – wyznał
- Miałeś się przecież przeprowadzić na wieś…
- Najpierw musiałbym kupić działkę…
- A wiesz, że stary Malinowski chce sprzedać…?! Może pójdziemy do niego!?
- Chodźmy…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sfora
Moderator
Moderator



Dołączył: 26 Mar 2007
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4
Skąd: BIG DZIURA!!

PostWysłany: Czw 16:18, 31 Maj 2007    Temat postu:

Łaaaaaaaaaałłłłłłł to bąba pisz dalej!!!!!!!!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
natalia149
Moderator
Moderator



Dołączył: 31 Mar 2007
Posty: 91
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/4

PostWysłany: Czw 19:52, 31 Maj 2007    Temat postu:

Magda, Sfora... Bombastycznie Exclamation
Piszcie dalej... Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum o serialach kryminalnych Strona Główna -> KRYMINALNI Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10 ... 13, 14, 15  Następny
Strona 9 z 15

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin